„Nie złość się”, „złość piękności szkodzi”, – mówią mamy do swoich kilkuletnich córek. Od małego, więc, jako kobiety uczymy się, że okazywanie złości – jednej z podstawowych emocji zaraz obok smutku, radości i lęku, jest niepożądane. Nieco inaczej przechodzi proces socjalizacji chłopców. Dopuszcza on sytuacje, w których skrajny przejaw okazywania złości w postaci zachowań agresywnych, jest pożądany a wręcz nagradzany – „przeciwstawił się”, „jest silny”, „taki męski”, „nie da sobą pomiatać”. Pozytywnych przymiotów można by wymienić tutaj więcej. Stwarza to jednak niebezpieczny obraz, w którym emocja złości kojarzona jest głównie z agresywnym zachowaniem. To ostatnie z kolei nie jest aprobowane społecznie, – co domyka błędne koło postrzegania złości, jako takiej i nie przyzwala na jej przeżywanie, okazywanie oraz reagowanie.
Aby nie odczuwać złości wypracowaliśmy różnego rodzaju strategie radzenia sobie z nią. Podczas pracy zawodowej spotykam się szczególnie z dwoma sposobami. Pierwszym jest minimalizowanie czy wręcz wypieranie, drugim – gromadzenie – w postaci zbierania urazów doznawanych od innych ludzi. Obie strategie nie dają możliwości adekwatnego zareagowania na odczuwaną przez nas emocję a jedynie napełniają niewidzialne naczynie. Takie upychanie, skrywanie czy dolewanie w efekcie kończy się jednym – wybuchem siejącym spustoszenie, – jak słoik z przekiszonymi ogórkami. Konsekwencje owego wybuchu odczuwamy przez bardzo długi czas a słoika posklejać się nie da. Podobnie jest ze złością – przychodzi moment, w którym przelewa się „czara goryczy” i wybuchamy, często z błahego powodu, nierzadko z dużo większą siłą niż byśmy tego chcieli.
To błędne koło można przerwać. Najważniejszym wydaje się tutaj fakt rozdzielenia podstawowych czynników – złość to nie zachowanie!
Odczuwamy ją, gdy nasze potrzeby nie są zaspakajane lub gdy osobiste granice zostają przekroczone. Zarówno jedne, jak i drugie posiadamy wszyscy. Nacechowane są indywidualnymi predyspozycjami np. mogę potrzebować większej ilości czynników do poczucia bycia bezpieczną niż koleżanka czy kolega.
Indywidualność sprawia, że druga strona w relacji nie ma wiedzy i świadomości (poza ogólną), w jaki sposób realizujemy własne potrzeby oraz „gdzie” stawiamy granice. Jedyną osobą, która ma na ten temat wiedzę jesteśmy my sami. Zdobywamy ją właśnie dzięki odczuwanym emocjom, w tym złości. Tym, co możemy z tą wiedzą zrobić to w asertywny i adekwatny do sytuacji sposób, podzielić się nią z drugą osobą, aby nasze interakcje nie doprowadziły do „spalenia mostu”.